środa, 11 czerwca 2025

Czerwony Kapturek czas start?


Pogoda zwariowała już całkiem. Takiego czerwca to ja nie pamiętam. Zimno, ciągle leje, burze jedna za drugą. Pomorze nie jest jakoś mocno zdewastowane przez owe nawałnice, ale nasze okopy nigdy nie zostaną zasypane. Jak tu robić skoro cały czas trzeba z nich wodę wypompowywać?

Jakiś czas temu odwiedziła mnie koleżanka. Nie siedziała na koniu 20 lat, ale wsiadła na Rudego i przypomniała sobie wszystko co trzeba :) W czasie, gdy mama jeździła, dzieciaki nie próżnowały i też pojeździły na Aprilce. Młoda się spisała świetnie. Później wzięłyśmy Rudego i poczciwego dziadzia i pojechałyśmy sobie na krótki spacerek na wypas na łące.




Ostatnio nad stawem nieopodal naszego domu zauważyłam czaplę białą. Wzbiła się w powietrze, akurat gdy przejeżdżaliśmy samochodem. Widziałam czaplę białą pierwszy raz w życiu i przyznam szczerze, że robi wrażenie. Piękny ptak.

Innego dnia z kolei jadąc ze sklepu do domu ominęłam ptaszka na drodze. Nie odleciał. Cofnęłam samochód, włączyłam awaryjne i wyszłam zbadać sytuację. Na drodze siedziało pisklę. Nie wiem jakiego ptaka. Pisklęta mają to do siebie, że wszystkie wyglądają tak samo. Patrzyło na mnie i przekręcało główkę. Myślę sobie "masz nieboraku farta, że na mnie trafiło". Ja zawsze zwalniam gdy widzę na drodze ptaki. Wielokrotnie pytano mnie po co, przecież to ptaki i i tak uciekną. No właśnie jak widać nie zawsze. I choć nie pomyślałabym, że spotkam na drodze pisklaka to biorę pod uwagę ewentualność, że spotkam w końcu ptaka, który jest chory i nie odleci. 
Kiedyś gdzieś przeczytałam, że nie należy pisklaka ruszać, a jeśli trzeba to przenieść w bezpieczne miejsce. Droga do najbezpieczniejszych nie należy więc wzięłam tą bidę, która poczęła drzeć paszczę i zdjęłam z drogi, kładąc ją w trawę, bliżej krzaków. Miało szczęście? Nie wiem, na pewno uratowałam je przed rozjechaniem, ale czy przetrwa? Czy rodzice je znajdą? Nawet jeśli to czy się nim zajmą? 
Już po powrocie do domu zaczęłam się nad tym zastanawiać. Może powinnam je wziąć ze sobą? Karmić jakoś? Czego bym nie wymyśliła to czasu już nie cofnę, ale warto się doedukować co robić w takiej sytuacji na przyszłość.

I czapla biała i pisklak to były sytuacje w których nie miałam czasu myśleć o wyjmowaniu telefonu więc nie zrobiłam zdjęć, a szkoda bo to z czaplą to bym chyba w ramkę oprawiła. 

Jeszcze jedna sytuacja mnie spotkała warta opisania i chociaż nie spotkałam żadnego więcej okazu to... Prawdopodobnie był na moim podwórku. Montując pastuch na wszystkich wybiegach dla koni natknęłam się na ślady. Podłoże na placu do jazdy było mocno zmoczone więc wytworzyło się gdzieniegdzie błotko. Nie wiem czy kojarzycie ze zdjęć położenie mojego placu do jazdy. Znajduje się za stajnią i otoczone jest tylko polami i niewielkim zagajniczkiem. 
Ale wracając... Nie znam się na tym aż tak, żeby odróżnić trop psa od wilka, tym bardziej na takim podłożu.. ale wydaje mi się, że ślady nie należały do psa. Po pierwsze- były bardzo duże. Dwóch sąsiadów w oddali ma psy, ale chyba nie takie duże.. Po drugie- rzucił mi się w oczy jeden szczegół. Ślady wylatywały z pola i przecinały plac wpadając do lasku.... w linii prostej. Kiedyś oglądałam na ten temat materiał, dlatego zwróciło to moją uwagę. Ale czy wilk zapuściłby się tak daleko od lasu? W sensie dużego lasu? Bo mój zagajnik to nie las tylko kilka drzewek na krzyż. Może to przypadek, że ślady są tak ułożone? Tropy psa i wilka są niemal identyczne. No niby są tam jakieś drobne różnice, ale dla laika nie do zauważenia zwłaszcza rozmyte na błocie. 
Myśl o tym, że to wilk jest na swój sposób fascynujące choć bardziej niepokojące. Niebawem chcę rozpocząć wolny wybieg co dla koni oznacza nocowanki na pastwisku. I choć jeden wilk nie stanowi dla koni zagrożenia to i tak będę teraz miała to gdzieś z tyłu głowy... Mam nadzieję, że to jednak pies, a ja sobie wkręcam ;) Nie chciałabym tu Czerwonego Kapturka odstawiać ;) Jest tu może ktoś kto się zna? Porównywałam z tropami z internetu, ale niewiele pomogło.




Do wakacji zostały trzy tygodnie. Niby tylko trzy, ale dla mnie aż trzy. Jadę na oparach od jakiegoś już czasu, a jeszcze na koniec przypomnieli sobie o ocenie pracy, która mnie czeka. A dowalmy jej stresu na koniec, a co! Nauczyciele to jednak mają przekichane. Ciągle się człowieku doszkalaj, egzaminuj i tak dalej... Dla mnie największym stresem są wystąpienia publiczne. Nawet jeśli owa publiczność liczy tylko dwie osoby. 


Niunieczka ma  ostatnio dłuższą przerwę ze względu właśnie na warunki pogodowe. Plac jest obecnie zbyt obłocony by można na nim normalnie pracować z koniem. Nawet nie miałam kiedy wyjść z nią na spacerek na uwiązie bo ciągle pada. A tu zdjęcie z ostatniej jazdy na niej:


Dzisiaj trafiłam w internecie na reklamę wędzidła syntetycznego. Jest giętkie i miękkie, w sam raz dla młodych koni. Muszę zmierzyć obecne i zamówić jej takie. Pozbędę się w ten sposób 150 zł ale myślę, że warto. Ona na pewno będzie się czuła bardziej komfortowo.

W końcu rozkwitły róże. Czekam na nie już dłuższy czas. 5 czerwca minął dokładnie rok odkąd dostaliśmy klucze od domu i wtedy róże pięknie kwitły. Teraz kwitną tylko jedne. Pozostałe dopiero zaczynają się rozwijać. To przez te zimnice... No ale już niebawem wszystkie będą cieszyć oko.



Dzisiaj kolejny dzień leje. Ta pogoda jeszcze bardziej pogłębia mój dołek. Mam ochotę wsunąć się pod kocyk i nie wychodzić ani na chwilę... Ale swoje trzeba zrobić i zadbać o zwierzęta.