środa, 29 stycznia 2025

Do zakochania jeden krok

    Wczorajszy dzień był tak cieplutki, że już myślałam, że zapadłam w sen zimowy i obudziłam się na wiosnę. Niestety to nadal styczeń, a obecna aura nie potrwa zbyt długo. Za chwilę wróci zimnica. Tak czy siak wypatruję wiosny z utęsknieniem.

    Gdy tylko na zewnątrz robi się nieco cieplej to staram się nadrobić prace porządkowe, których mamy w obejściu pełno do zrobienia. Przede wszystkim zdemontowałam stare, zzieleniałe mchem maskownice na siatkę ogrodzeniową. Takie z drewnianych listewek. Nie wiem dlaczego poprzedni właściciele postanowili przytwierdzić to do ogrodzenia, gdzie chodzą konie. Po pierwsze: zasłania to konie, po drugie: wygląda okropnie, po trzecie: nawet jeśli miało cokolwiek ukrywać to i tak nie spełniało swojej funkcji bo było zamontowane co jakiś czas. No innymi słowy absurd.. A takich absurdów jest u nas w obejściu mnóstwo- wierzcie mi 😅 No więc poprzecinałam druty na, które było to przymocowane i pościągałam to dziadostwo z ogrodzenia. Od razu zrobiło się jakoś tak lepiej.


    W miejscu, gdzie znajdowały się osłonki na całej niemal długości ogrodzenia stoją duże stosy kostki brukowej oraz cegły. Powyciągałam zza tych stosów pełno śmieci. Folie, kawałki plastiku, pasy transportowe. Dosłownie wszystko. Uprzątnęłam to i... nadal efekt mnie nie zadowala. Kawał ogrodzenia zagracony kostką brukową.. No tak nie może być. Może się przyda? No może, więc wywalić nie można, ale przenieść trzeba na pewno. Szczeżujski wpadł na pomysł, żeby uprzątnąć pod wiatą i tam w róg poprzenosić te nieszczęsne kamulce. Pomysł jest dobry, teraz trzeba go tylko zrealizować. Czeka nas więc wiele dni łażenia z kamieniami w tę i z powrotem... No a jest ich na prawdę dużo...Bardzo dużo. Jakby nie było będę sobie to sprzątać powolutku, tak żeby za jakieś 10 lat to podwórko w końcu doprowadzić do ładu 😅 Nie ma lekko.


    Ostatnio moją głowę zaprząta pewien jegomość. I muszę to powiedzieć otwarcie- zakochałam się. Widziałam go tylko na zdjęciu, ale już się zakochałam i czuję. że to jest to.... Nie, nie zdradzam męża, nie miałabym nawet na to czasu 😏 Zakochałam się, ale w pięknym kasztanowatym konisku, które jest na sprzedaż.  Rozważaliśmy ostatnio ze Szczeżujskim różne opcje i doszliśmy do wniosku, że musimy mieć konia, który chodzi pod siodłem. Miałoby to sens, koń mógłby zarobić. Może grosze na początek, ale zawsze coś. Niestety nie stać nas na kupno konia. Zdrowy, młody koń chodzący pod siodłem to przedział 10-15 tysięcy.  No, ale miałam się rozejrzeć w internecie. Znalazłam konia swoich marzeń. Takiego, na widok którego serce mocniej mi zabiło. O takim konisku marzę od dziecka, mój ideał. Nie do końca wiem czy każdy mnie zrozumie w tym momencie, ale mam niesamowitą intuicję jeśli chodzi o wybór zwierząt. Każdy zwierz przeze mnie wybrany jest przekochany i zrównoważony. Mój pies, kot i Blondyna. tak samo, gdy oglądam konie na sprzedaż... Widzę różne konie, w różnym wieku i różnych maściach. Mogę zobaczyć 20 koni podobnych do siebie kropka w kropkę, ale trafię na takiego, w którym się zakocham. Nie chodzi o wygląd. Kocham kasztany, ale to nie o to chodzi. Ten koń, którego znalazłam ma coś w oczach. Coś takiego, co w jakiś magiczny sposób mnie przyciąga. Jakbym go już znała, jakbym kiedyś na nim jeździła... Tak ...sama zdaję sobie sprawę z tego, że plotę jak połamana, ale tak właśnie czuję...

No i jestem teraz w kropce. Znalazłam spełnienie swoich odwiecznych marzeń. Jest na wyciągnięcie ręki.. Ale ma też cenę... A tego nie mam jak przeskoczyć. 
Robiłam różne kalkulacje. Sprzedaż Rudej+ wybranie oszczędności z PPK+ zwrot długu od kogoś, kto jakiś czas temu pożyczył od nas pieniądze... wyszłaby idealna kwota, żeby spełnić to marzenie. Tylko, że dłużnik nie spieszy się z oddawaniem i wiem, że nie odzyskam tych pieniędzy ani teraz, ani niebawem... Więc brakuje mi 3 tysiące złotych. Jestem niby tak blisko, a jednak tak ogromnie daleko.. Bo zwyczajnie nie mam skąd wziąć tej kwoty. Chodzę przygnębiona od kilku dni bo oczami wyobraźni widzę go jak biega po mojej łące, ten mój ideał. Już widzę oczami wyobraźni świat widziany z jego grzbietu... Ale budzę się w rzeczywistości. Jestem wściekła, bo dzieli mnie do celu tak niewiele, a jednak tak wiele. 
Zastanawiałam się nad tym by pożyczyć tą kwotę od znajomych, ale jest to zbyt duża kwota by ktoś mi to pożyczył. Zastanawiałam się nad tym czy nie stworzyć zbiórki w internecie... Ale co tam napiszę? Jestem zdrowa, mam gdzie mieszkać, ale proszę wpłaćcie grosza bo zakochałam się w koniu z internetu? Coś chyba nie sądzę 😒
Nie mam już pomysłu co mogę z tym zrobić, ale gniecie mnie to strasznie. Nie myślę o niczym innym... Takie uczucie jakbym traciła życiową szansę. Jest masa innych koni na sprzedaż...ale ja myślę tylko o tym jednym. Pogięło mnie totalnie...

Proszę doradźcie... Co ja mam zrobić? Napaść na bank czy pozwolić uciec marzeniu?



1 komentarz:

  1. Spróbuj ze zbiórką w internecie. Miłośnik koni to zrozumie a może za jakiś czas Wy wpłacicie gdzieś ,,grosz" na czyjegoś zwierzaka :)

    OdpowiedzUsuń