wtorek, 21 stycznia 2025

Stajenna stacja kontroli pojazdów jedząco- pierdzących.

     Wczoraj mieliśmy piękną pogodę. Słoneczko świeciło dodając energii do działania 😉 Noo zależy jeszcze komu, bo wszystkie zwierzaki jak jeden mąż postanowiły się polenić i poopalać. I pies i koty i konie również. 

    Nowy telefon jest już w mojej kieszeni i robi o niebo lepsze zdjęcia więc jestem zadowolona. Takie zdjęcie zrobiłam jako pierwsze:



    Od razu po powrocie z pracy musieliśmy jechać do miasta pozałatwiać na szybko kilka spraw. I tak zupełnie przypadkiem odkryłam kolejny sklep rolno-ogrodniczy. Szczeżujski spojrzał na mnie z politowaniem jak wrzasnęłam- O! Tu jest rolniczy! 

-Amerykę odkryła

-To wiedziałeś, że tu jest sklep?

-Nie załamuj mnie, ostatnio byliśmy tu po gaz.

    No i  się okazało, że faktycznie byliśmy tam po gaz, ale ja siedziałam w samochodzie zaaferowana innymi sprawami i nie zarejestrowałam, że jest tam sklep rolniczy. Nie jest zbyt widoczny i opisany.  Tak czy siak tym razem go zauważyłam i koniecznie musiałam sprawdzić asortyment. Ogólnie to mamy u siebie dużo sklepów rolniczych bo oprócz tego nowo odkrytego to jest ich 3 w mieście. W każdym byłam, każdy obszukałam. Czasami kupiłam jakiś izolator, linkę pastucha lub karabińczyki. Ogólnie takie najpotrzebniejsze rzeczy. Wchodząc wczoraj to tego nowo namierzonego sklepu byłam na prawdę zaskoczona! Poidła, żłoby- niby nic dziwnego bo są dostępne w każdym z tych sklepów, ale tu był na prawdę duży wybór wzorów i kolorów. Różnego rodzaju kubły, wiadra i wiadereczka, karmy dla psów i ptaków, akcesoria dla bydła, świnek, kóz itd... I dla koni również. To był pierwszy rolnik, w którym dostałam witaminy dla koni. Mieli też piękne skórzane kantary ze złotymi okuciami, ale skóra jak o skóra- kosztować musi, a więc sobie odpuściłam. Kupiłam więc witaminki, rękawiczki bo stare już mi się wyhuśtały i izolator dwustronny. Dosłownie chwilę wcześniej wjechałam do innego rolniczego i kupiłam słonecznik dla koni więc już nie pytałam w kolejnym czy mają. W sumie mogłam porównać ceny na przyszłość, ale zawsze mogę przecież zadzwonić.

    Szczeżujski musiał koniecznie zaliczyć fryzjera, bo szopa mu wyrosła co nie miara, a ja w oczekiwaniu na doprowadzenie go do stanu używalności poszłam jeszcze do lokalnego sklepiku ze szpargałami. Tanie pierdółki, które nie wiedzieć czemu zawsze do czegoś się przydadzą- ale dopiero, gdy je zobaczysz bo wcześniej o tym nawet nie myślisz 😋 No i namierzyłam fajną, solidną szczotkę do kopyt za kilka złotych, mini okrągłe gąbeczki-mega delikatne- specjalnie do przecierania końskich oczu i małe wiaderko z przeznaczeniem na witaminy dla koni, gdyż ich oryginalne opakowanie było mało praktyczne. 

Mame, co mi kupiłaś? ;)

Zielone wiaderko ze sklepiku przerobione na witaminowe ;)

Wór słonecznika dla koni.

    Porządek w paszarni zrobiony, Niestety jak moim koniom skończył się makuch to wsypałam do skrzyni owies więc nie miałam na razie gdzie wsypać słonecznika.. Trudno, na razie niech siedzi w worku.  Po obrządku stajni przeniosłam jeszcze ławkę za stajnię. Lubię tam przebywać, jest tam tak cicho i spokojnie. Teraz będzie chociaż na czym przycupnąć. Tak piękny dzień niestety minął szybko, zarobiło się ciemno trzeba było zamknąć konie. Następnie chwila pracy przy laptopie bo czeka mnie dużo papierologii w tym miesiącu. Przed karmieniem chciałam jeszcze zrobić koniom rutynowy przegląd. Najpierw Ruda. Powyciągane rzepy z grzywy, wyczyszczone i umyte kopyta, oraz rutynowo posmarowane nadmanganianem. Są roztopy, a więc błoto mamy okropne.

"Halo?"
"Halo?! No czyścisz czy co?"


Ruda z wyszorowanymi kopytkami i grzywą




    Następnie Młoda miała przegląd kopytek. U niej grzywa w porządku- o dziwo- zazwyczaj przychodzi cała w rzepach, a że grzywę ma długą i gęstą to później muszę to czyścić bite pół godziny. Kopytka podała ładnie, nawet tylne więc obczyściłam je szczotką i podlałam nadmanganianem, żeby troszkę je obsuszyć. 
Buzi buzi :)

Młoda ustawiona do czyszczenia 


    No i na koniec nasz poczciwy staruszek, który ma problemy z gniciem strzałek więc u niego to nie był rutynowy przegląd, a codzienna czynność. Tu wlatuje woda utleniona na strzałki i cyclospray oraz cabi glue głównie w weekendy i czwartki kiedy to mam na późniejszą godzinę do pracy. Dodatkowo konio zażywał kąpieli błotnej bo calutki był umorusany. Błoto zaschło i została piaskowa panierka. Oj mało się nie udusiłam w tych kłębach kurzu, które się wzbiły przy czyszczeniu 😂 Musiałam wietrzyć stajnię.. Następnym razem czyszczenie takiej panierki tylko na zewnątrz 😏

Narwal czeka na skrobanie panierki

Po czyszczeniu wszystkim dołożyłam sianka, a Aprilia i Wanessa dostały dodatkowo witaminki i słonecznik do swoich wiaderek. Narwal dostaje sieczkę i makuch lniany oraz swoje specyfiki i suplementy, w tym biotynę. Słonecznik widać smakował :) bo kobyłki się zajadały. Młodej nie przeszkadzał nawet czosnek w jedzeniu.



I tak to właśnie kończy się nasz dzień. Karmienie koni, karmienie psa i kotów, zdążę jeszcze załadować zmywarkę, zrobić sobie kanapki do pracy i już muszę się kąpać, a potem kłaść.... 
I od rana powtórka.. praca, dom, praca w domu, myju, spać.. Ehhh... Jak ja się nie mogę doczekać wakacji. Bo wszystko w powyższym jest spoko z wyjątkiem słowa "praca". Zabiera człowiekowi cenny czas w jego życiu... No, ale cóż, pieniądze na drzewach nie rosną :( 










1 komentarz:

  1. o tak, chociaż uwielbiam swoją pracę, to czasem przeszkadza mi w robocie ;D. Fajne konisie i mają fajnie!

    OdpowiedzUsuń