piątek, 28 marca 2025

Rudy rozrabiaka


    Ten tydzień nie jest dla mnie zbyt łaskawy. Ciągłe latanie, zero relaksu. Jedyne pocieszenie to to, że jest piątek i zaczyna się weekend.


    Rudy też ostatnio utrudnia mi życie. W środę zjadł mesz i stwierdził, że nie chce wracać na pastwisko. Ganiałam dziada dookoła domu. Ewidentnie bawił się ze mną w berka bo jak tylko wychylał się zza ściany domu i mnie dostrzegał to robił w tył zwrot i rura przed siebie… Oj podniósł mi ciśnienie bo spieszyło mi się tego dnia- mieli przyjechać goście, a ja z syfem w domu.. Ostatecznie musiałam spędzić całą trójkę do stajni i wypuścić jeszcze raz, tym razem trzymając Rudego dziada na kantarze.

    Wczoraj usiadłam sobie przy lasku o zachodzie słońca by się wyciszyć, popatrzeć na wiosenne pola i posłuchać klangoru żurawi. Miałam za chwilę spędzać konie. I tak zerknęłam w stronę ich wybiegu i zobaczyłam, że coś pofrunęło i upadło. Myślę sobie- no na pewno już coś trzodzą. A jakże by inaczej...Rudy znudzony czekaniem i sfrustrowany tym, że siano się skończyło złapał w zęby paśnik i sobie nim rzucał! A paśnik (łóżeczko) wcale taki lekki nie jest z położonym spodem.. Jak można się domyślać pod wpływem uderzenia część paśnika się rozpadła, a mi ręce opadły. No nic. Biegiem do Szczeżujskiego po wkrętarkę i zamiast relaksu miałam dodatkową robotę 😛 Odpadła nóżka, poluzowały się szczebelki, a dno całkiem się połamało więc musiałam znaleźć zamiennik. Ostatecznie raz przeszłam się po garażach i znalazłam wszystko co może posłużyć jako umocnienie i skręciłam do kupy nieszczęsny paśnik 😜 A Rudy zadowolony z siebie stał za mną i gapił się jak przykręcam nową nóżkę. No, ale gniewać się na niego nie mogę bo jak spojrzę na ten słodki pyszczek to się rozpływam….




A więc matka przerobiona. Trafiona, zatopiona.. Choćby nawet stajnię z dymem puścił to mu wybaczę.. 😏Taka bida z niego była po przyjeździe. Chudy, bez energii, zagubiony i gnębiony przez Narwala. Teraz to zupełnie inny koń. Jakby ktoś go podmienił 😅


    Dziś wieczorem przyjeżdża D do pomocy i w sobotę akcja obornik. Trzeba wyczyścić boksy do czysta. Jeśli starczy nam czasu i oczywiście energii po machaniu widłami to jeszcze porobimy coś z końmi. Chętnie wsiadłabym na Rudego i spróbowała pojechać na dalszy spacer sama, ale nie wiem czy będzie to wykonalne. Konie, gdy mają iść same nie reagują zbyt dobrze. Są silnie stadne i trzymają się zawsze blisko siebie. Tak czy inaczej on musi się tego nauczyć..

Moglibyśmy też wziąć młodą na spacerek. Oczywiście jeśli w ogóle się za coś zabierzemy po wywalaniu obornika. A w niedzielę z rana chyba się wybiorę na giełdę. Może dostanę tanie marchewki, a i inne ciekawe i przydatne rzeczy mogą się trafić 😊


    Za dwa tygodnie targi rolno-ogrodnicze w naszej gminie więc już zapisuję w kalendarzu, żeby nie zapomnieć. Chciałam kupić kilka krzaczków, żeby upiększyć troszkę podwórze. Zawsze jest też stoisko końskie więc muszę zerknąć czy czegoś mi w stajni nie trzeba i dokupić ewentualnie. Szkoda, że nie mają ze sobą pasz dla koni.. na mnie na pewno by zarobili. Wolałabym kupić na miejscu niż płacić za przesyłkę gabarytową.



    Ale zanim pojadę na jakąkolwiek giełdę, jakiekolwiek targi.. Zanim się wezmę jutro za wyrzucanie obornika to muszę odespać. Nie robiłam tego baaardzo, baardzo dawno, ale dziś czuję, że muszę zrobić sobie krótką drzemkę w ciągu dnia. Skończę pracę, szybkie zakupy, później do domu. Donieść koniom siana, naszykować stajnię, zrobić obiad Rudemu i oczywiście domownikom...i może na chwilkę uda mi się kimnąć 😴 Oczywiście pod warunkiem, że na miejscu nie zastanę żadnej awarii.. Tfu Tfu 😈

wtorek, 25 marca 2025

Hobby dla wytrwałych




    Dopiero co był piątek i wracałam z uśmiechem na twarzy do domu, a dziś już wtorek więc czeka mnie pół dnia w pracy. No nic. Trzeba zacisnąć zęby i jakoś przetrwać te dwa najtrudniejsze dni w tygodniu czyli wtorek i środę 😐

    Sytuacja na pastwisku jest już stabilna od jakiegoś czasu. Chłopaki się dogadali względnie. Narwal już nie chce zamordować Dergano, a Aprilka nie wchrzania się między wódkę, a zakąskę 😉 Jest stabilnie i bardzo mnie to cieszy.




    Ale wracając do piątku.. Z uśmiechem na twarzy wracałam do domu bo pogoda coraz piękniejsza i tu jeszcze weekendu początek. Od razu po powrocie zabrałam się za ogarnięcie stajni. Później ogarnięcie domu bo na sobotę miałam mieć gości. W międzyczasie obiad i tak minął dzień nie wiadomo kiedy. Tak to właśnie jest. Ja sobie planuję, żeby wziąć Rudego lub Młodą na lonżę, a plany biorą w łeb przez wszystkie inne ważniejsze rzeczy do zrobienia.. Niestety.. No ale liczyłam się z tym. Doskonale wiem co znaczy zajmować się stajnią. Zjadłam na tym zęby więc wiem, że jazda konna czy robienie czegokolwiek z końmi to są drugorzędne sprawy. Najważniejsze jest to żeby się tymi końmi należycie opiekować, dbać o czystość w stajni i ogarniać wszelkie sprawy bieżące- czyli innymi słowy ogarniać coraz to nowsze awarie. Kto z końmi kiedykolwiek choć chwilę pracował ten wie, że one są mistrzami tworzenia awarii. Czasami są to mikro awarie -dajmy na to zrywanie siatek na siano (Rudy usilnie stara się robić to codziennie). Ja muszę więc wygrzebywać te siatki wdeptane w gnój, pakować do wiadra i urządzać pranie 😓 Czasami jest to codzienne szorowanie pojemników na wodę bo jeden czy drugi uzna, że za przeproszeniem sranie do wody to świetna zabawa 💩😅 To są takie przykłady, które zdarzają się często i uprzykrzają trochę życie i kradną czas, ale chyba już zdążyłam się do nich przyzwyczaić. Połamane płoty, przerwane pastuchy, ucieczki, urazy, zalana stajnia...to już większy kaliber awarii i to wszystko też zdarza się dość często... a więc moi drodzy mieć konie to nie jest taka prosta sprawa. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że pracy jest zdecydowanie więcej niż zabawy. I zanim ktoś zdecyduje się mieć swoją własną przydomową stajnię to szczerze polecam najpierw przepracować rok w stajni u kogoś. Mieszkając w owej stajni oczywiście i będąc jedynym opiekunem koni. Tak pokrótce:

- zero wyjazdów bo ktoś przecież musi się tymi końmi zająć,

- codzienne nieprzewidziane zdarzenia, z którymi trzeba się jakoś uporać,

- okropny gorąc w lato i mróz w zimę, a ty musisz wykonać swoją pracę,

- nie możesz wziąć L4 i nie nakarmić koni

- marznąca woda w zimie, a więc noszenie wody w wiadrach na padoki codziennie,

- jesienią lub wczesną wiosną na każdym padoku, na którym przebywają konie pojawia się ogrom błota. Nie da się inaczej, a obecnie mamy taki klimat, że w zasadzie to błoto jest od jesieni do wiosny bez przerwy. Wiadomo, że jak błoto to i gruda u koni i gnijące strzałki więc dodatkowy wydatek- leczenie i codzienna pielęgnacja..

- nie możesz po prostu nie wykonać swojej pracy, nie ważne czy czujesz się źle czy fatalnie- musisz konie nakarmić, napoić, oporządzić..

- gdy twoi znajomi szykują się na wyjście na imprezę ty zasuwasz z widłami, ale spoko, skończysz karmić i musisz tylko się jeszcze wykąpać i przebrać żeby nie było od ciebie czuć zapachu stajni,

- jeśli już na tą imprezę trafiłeś to myślisz cały czas o tym, czy żadna rura w stajni nie pękła, albo czy jakiś mądry inaczej kopytny miś nie postanowił się położyć w boksie nogami do ściany i teraz nie może wstać,

- jeśli już na tą imprezę trafiłeś, nie myślisz za wiele o koniach i dobrze się bawisz pijąc alkohol do 5 rano to pamiętaj, że znajomi będą spali do 15:00, a ty musisz za trzy godziny wstać do koni. Kac gigant to nie wymówka..

... ale żeby nie było za łatwo to mając własną stajnię dochodzi jeszcze do stawki zmartwień własna praca zawodowa. Konie to hobby i to kosztowne więc mając swoją stajnię musisz zarabiać pieniądze gdzie indziej. Na trzech koniach nie zarobisz kokosów, nie starczy ci na waciki więc przykro mi, ale pracować trzeba… W efekcie nie masz czasu i energii by wsiąść na konia i pojeździć.

    Jeśli taka wizja życia ci odpowiada to brawo- jesteś gotowy/ gotowa by mieć własną stajnię i nie rzucić tego w cholerę po paru miesiącach 😏


    Żeby nie było, że wyliczam tylko minusy to plusy też są 😊Jest ich zdecydowanie mniej niż minusów, ale są o wiele mocniejsze.. Niestety owe plusy są plusami tylko dla prawdziwych, zapalonych koniarzy.

    Dla mnie na ten przykład plusem ogromnym jest to, że mogę codziennie patrzeć na moje konie i cieszyć nimi oczy i koić moją duszę. Nie muszę jechać daleko by sprawdzić czy wszystko u nich w porządku, wystarczy, że wyjrzę przez okno. Jeśli starczy mi czasu i energii to mogę wsiąść sobie i pojeździć w każdej chwili. Mogę o 21 iść do nich i przytulić się tak po prostu. Dla wielu osób to gra nie warta świeczki bo cóż to za plusy? I to właśnie weryfikuje prawdziwych koniarzy z pasją i odróżnia od tych co jeżdżą konno bo to modne 😉


Wracając...

    Sobota- przyjazd siostry, a więc zakupy i inne sprawy, później wspólne spędzanie czasu. Wieczorem wspólne robienie kopytek Narwalowi. W niedzielę jak to po „imprezie” wszyscy spali, ja do koni.. później śniadanie, kawka i siora pomogła mi ogarnąć stajnię i za chwilę wzięłyśmy Rudego. M sobie wsiadła po bardzo długiej przerwie, po niej ja na chwilę. Mamy kilka fajnych zdjęć na pamiątkę z tego dnia.



    Minął już miesiąc odkąd Rudy jest u mnie i widać powoli jak zaczyna się zaokrąglać i nabierać mięśni (Ja tego, aż tak nie dostrzegam, ale D mówi, że widać dużą poprawę).. To nadal nie jest to co powinno być, ale w miesiąc cudów nie zrobimy. Łatwo sprawić by koń schudł, ale utuczyć to już nie taka prosta sprawa. Codziennie mesz na obiadek oraz pelletki dodawane do śniadania i kolacji… do tego olej lniany i oczywiście to od czego zaczęliśmy- odrobaczanie. Różnica jest widoczna i pelletki faktycznie pomagają, ale niestety długo tak nie pociągnę. Worek kosztuje 130 zł i starcza na UWAGA- 10 dni. No zbankrutuję już całkiem. Zamówię mu ostatni worek tych pelletek i mam nadzieję, że uda nam się podbijać wagę już samym olejem, owsem i meszem.

Trzymajcie kciuki za szybki i względnie tani przyrost masy u Rudego 😆

wtorek, 11 marca 2025

Energia słońca


Witajcie 😊

    Nie zaglądałam tu ostatnio, a to dlatego, że zaczynają się pierwsze przebitki wiosny. Zrobiło się ciepło i korzystam z tego póki mogę by nadrobić zaległości w pracach porządkowych w obejściu (niestety już dzisiaj jest zimno i siąpi mikro deszczyk).

    Ostatni tydzień nie był dla mnie zbyt łaskawy, nadgodziny na świetlicy mnie wykańczają psychicznie. Mój układ nerwowy bardzo źle znosi hałas. Zdecydowanie wolę zajęcia z moją klasą, gdzie dzieciaki zachowują się przyzwoicie. Świetlica zaś to jeden wielki chaos i harmider. W czwartek od rana miałam zastępstwo za koleżankę, później swoje lekcje, po lekcjach musiałam wrócić do domu by ogarnąć konie i stajnię (Szczeżujskiego nie było) i dosłownie w tempie błyskawicy wracać na posiedzenie rady pedagogicznej i zebranie.. W piątek zaraz po lekcjach kierunek miasto, załatwianie spraw i zakupy na wieczór, mieli wpaść znajomi na moje ciasto urodzinowe i kawkę. Powiem szczerze, że koło 22 .00 siedziałam już pół przytomna. Za chwilę goście jednak pojechali, a ja padłam na łóżko.

    Sobota przywitała nas pięknym słońcem. Powyciągałam wszystkie swoje czapraki, żeby się wietrzyły na świeżym, wiosennym powietrzu. Tuż pod naszym domem Szczeżujski namierzył piękne krokusy. Taki widok nastraja człowieka na cały dzień. To właśnie dlatego wiosna budzi w nas tą uśpioną energię. Tymi pięknymi widokami, ciepłem słońca i powiewem rześkiego powietrza.




    Tego dnia miałam do pomocy D. Miał pomóc mi trochę z młodą, chcę powoli uczyć ją chodzenia pod siodłem. A więc wzięliśmy koniska na myjkę i porządnie wyczyściliśmy całą trójkę. Grzywy i ogony to jakaś masakra po zimie. Najlepszym sposobem byłoby je wykąpać (a przynajmniej Rudego bo przyjechał do mnie z posklejaną sierścią i do tej pory nie udało mi się wszystkiego porozklejać- tak mocno są zbite), ale mimo ciepełka nie sądzę by była już odpowiednia temperatura na kąpiel. Z tym jeszcze chwilkę trzeba zaczekać. Więc wyczesaliśmy wszystko ile się dało i osiodłaliśmy młodą. D wsiadł, ja ją prowadziłam. D z góry wodzami zatrzymywał ją i łydkami popędzał, ja tylko pomagałam jej ruszyć bądź się zatrzymać. Zatrzymywanie poszło gładko, troszkę gorzej wygląda sprawa z ruszaniem 😝 No ale nie marudzę, kobyłka ma jeszcze czas by się wszystkiego nauczyć.

Później D wziął dziadka na uwiąz, ja wsiadłam na Rudego i przeszliśmy się kawałeczek drogą i zahaczyliśmy o pole. Widok świata z końskiego grzbietu jeszcze pozytywniej nastraja i daje takiego kopa energetycznego, którego nie zapewni żadna kawa 😊


    Później czekało mnie jeszcze ogarnięcie stajni. Spać położyłam się w miarę wcześnie co nie jest normalne w sobotę, za to w niedzielę obudziłam się wypoczęta i gotowa do działania. Tego dnia zaplanowałam najpierw ogarnięcie stajni, a później pojeżdżenie Rudego na placu do jazdy. Pierwszy raz móc wykorzystać ten plac to było coś wspaniałego. W międzyczasie tak zwanym, gdy ja ogarniałam stajnię to D doniósł więcej opon i ustawił drążki do ćwiczeń dla konia, później ogarnęliśmy z placu pozostałości po sianie bo Narwal chodzi już normalnie z Rudym i Aprilką (powiedzmy, że sytuacja jest stabilna 😅). Następnie siodłanie i jazda. Koń jest bardzo sztywny, zaszarpany i w galopie mało energiczny, ale wszystko jest do wypracowania. Ma słabą kondycję, ale to tak jak i ja 😜 Chwila jazdy i się zasapałam. Po mnie wsiadł D i też chwileczkę popracował z Rudym. No niedziela była naprawdę fajna. Po jeździe zaparzyłam Rudasowi mesz do zjedzenia, przyniosłam mu i tak sobie siedzieliśmy z D na starej kanapie, a obok nas Dergano wcianał swój obiad, a Molka mu pomagała 😅


 

    D pojechał, a ja zajęłam się rozpalaniem w piecu i ogarnięciem naczyń. Później spędzanie koni i tak już mi czas szybciutko zleciał bo musiałam obejrzeć Rolników w tv przecież 😊 Zachody słońca są tu naprawdę świetne. Żałuję tylko, że nie mogę ująć na zdjęciu jak to wygląda tak naprawdę. Zdjęcie w porównaniu do tego co widzą moje oczy to tylko marna podróba.




    Jak poniedziałek to i do pracy. W poniedziałki, jestem w pracy krótko więc mam czas na ogarnięcie innych rzeczy, a powiem szczerze, że wczorajszy dzień przebił wszystkie inne. Od rana przywitały mnie żurawie, gdy szłam karmić i wypuszczać konie przed pracą. Zrobiło się tak ciepło, jak żadnego dnia wcześniej jeszcze nie było. Słoneczko tak ogrzewało, że miałam ochotę stać z twarzą wystawioną ku niemu. Po pracy od razu zabrałam się ...do pracy. Najpierw zmieniłam butlę z gazem bo w starej gaz się skończył już rano (nie zdążyłam zrobić sobie kawy do pracy). Szczeżujski jest obrażony o kij wie co, więc łaski bez, sama sobie poradzę, a on niech się boczy do usranej śmierci jeśli taka jego wola. Wcale nie przeszkodziło mi to w cieszeniu się tym niesamowitym dniem. Z uśmiechem na twarzy ogarnęłam stajnię, później poszłam po trzy podłużne donice i naładowałam do nich ziemi. Odstawiłam, żeby ziemia trochę przeschła bo użyłam naszego czarnoziemu połączonego z gliną spod lasu, a teren jest tam nieco podmokły. W międzyczasie przeszłam się po całym podwórku z żółtym śmietnikiem na kółkach w poszukiwaniu jakichkolwiek śmieci (jak już wcześniej wspomniałam gospodarstwo było zaniedbane i byliśmy wręcz zakopani w śmieciach) które mogły wyjść spod ziemi lub zostać wywiane spod krzaków. Znalazłam kilka kawałków folii. Następnie akcja obiad- bo wkurzać mnie ten Szczeżujski osobnik może, a i tak mu zrobię ten obiad…. Takie życie miękkoseruchowca. Może nic specjalnego, ale ziemniaczki z kupnym devolaiem dodały siły do dalszego działania. W osuszoną nieco ziemię wetknęłam cebulki dymki i zostawiłam tak troszkę na słońcu. Będzie szczypiorek.

    Wzięłam się również za ten nieszczęsny płot na placu do jazdy konnej. W sensie za te plandeki na nim wiszące. No już mnie szlag trafiał jak patrzyłam na to straszydło i niszczyciela pięknych widoków. Bezpośrednio za tym płotem są pola i piękne zachody słońca.. no i żurawie oczywiście. Plac do jazdy graniczy z laskiem, a więc pracę umilały mi również inne ptasie trele. W ogóle wczoraj chyba wszystkie ptaszki z okolicy zebrały się w naszym zagajniku i donośnie się przekrzykiwały. No mówię wam. Wiosna pierwsza klasa!

 
    Przy okazji- po raz pierwszy na tym blogu- mój ryjek. Zakapturzony co prawda, ale zwarty i gotowy do pracy 😃
    Udało mi się pozdejmować te plandeki (a nie było to łatwe zadanie bo były mocowane na wkręty, na druty i inne niezidentyfikowane bliżej sposoby) i z takiego widoku:


 
                                                                Zrobił się taki widok:





 Wymagało to jeszcze powycinania pasów transportowych i wyrównania, żeby nie było plątaniny. Tak.. to jest płot zrobiony z pasów transportowych i cienkich pachołków- No ale na chwilę obecną nie mogę zrobić nowego. Mogłam tylko polepszyć wygląd tego starego.

    Skończyłam majstrować przy płocie wieczorem, ale słońce jeszcze troszkę oświetlało mi plac to wpadłam też z nożyczkami i łomem na moją myjkę by poodcinać również tam zawieszone plandeki. Odczepiłam trochę, ale za chwilę już zastały mnie ciemności więc musiałam iść zamknąć konie i w końcu pójść pomieszkać w domu 😉 Dzisiaj chciałam skończyć zdejmowanie plandek na myjce, ale pogoda nie zachęca. Zobaczę co uda mi się zrobić.. Dziś niestety pracuję do późna więc może być to kłopotliwe. Następne w kolejności są blachy do pozdejmowania, ale tu już będę potrzebowała pomocy. Jakby nie było to plac do jazdy wygląda coraz lepiej! I zachęca do spędzania tam czasu 😊 Przydałby się jeszcze jakieś porządne przeszkody...

środa, 5 marca 2025

Dergano

    Rudego nie muszę już przedstawiać, ale może słów kilka o nim opowiem.
Jest bardzo spokojnym koniem, bardzo przyjacielskim i akceptującym inne konie. Nie odnotowałam u niego lęków separacyjnych, gdy wyprowadza się inne konie, owszem chciałby iść z nimi, ale jest do opanowania. 

    Niestety Dziadek Narwal nie jest przyjaźnie nastawiony do Rudego. Tak...Narwal... Ostatnio nie poznałam tego konia. Oaza spokoju, wiecznie odganiany przez inne konie, wiecznie kontuzjowany dziadziuś.. sterroryzował mi Rudego 😮 Normalnie ganiał za nim po całym pastwisku jak młody.. Przypomniał sobie dziadek, że dwadzieścia lat temu był ogierem? No coś niebywałego. Śmiechy śmiechami, ale tak być nie może i tu jestem w kropce można powiedzieć bo nie bardzo wiem co w tej kwestii mam zrobić. Generalnie konie powinny po prostu dogadać się między sobą, ale to może chwilę potrwać... I przez ten czas Rudy nie będzie mógł spokojnie pobierać siana, a jak wiadomo, musi przytyć- za to Narwal ma 25 lat i nie sądzę by dzikie galopy i brykanie było dla niego dobre. Wiek wiekiem, ale jego artretyzm dostanie artretyzmu 😆Nie no bez żartów... Po prostu ma rozwaloną trzeszczkę i po takich wygibasach znów będzie kulał- chociaż muszę przyznać, że chyba mu się poprawiło z tymi nogami bo polatał i żyje..
 
    Na razie Dergano razem z Aprilką (ta to dziecko kwiat- kocha wszystko i wszystkich) urzędują na pastwisku, a Narwal pół dnia wcina siano na mniejszym placu, a w drugiej połowie dołącza do tej dwójki.

 
    Kwestią sporną jest tu nasza Blondyneczka bo chłopaki puszczeni razem nie mają do siebie nic. W sensie Narwal nie ma rządzy mordu w oczach. Nadal traktuje Rudego z pewnym dystansem, ale przynajmniej nie chce go zmieść z powierzchni ziemi. 
Tak, przypominałam mu, że jajka mu obcięli ponad 20 lat temu, ale nie przejął się tym za bardzo.
 
    Zaraz po weekendzie, gdy przyjechał Rudy  pojechałam do jeździeckiego sklepu i kupiłam mu mash (taka specjalna mieszanka paszowa do zalewania wodą), witaminy i nowy kantar. Niebieski :) 
Nagrałam nawet specjalną relację z tego tytułu :) Wywiad z Rudym. Jeśli chcecie obejrzeć tą rolkę to znajdziecie ją na moim instagramie: @majlinnn
 
Do zobaczenia! :)