wtorek, 25 marca 2025

Hobby dla wytrwałych




    Dopiero co był piątek i wracałam z uśmiechem na twarzy do domu, a dziś już wtorek więc czeka mnie pół dnia w pracy. No nic. Trzeba zacisnąć zęby i jakoś przetrwać te dwa najtrudniejsze dni w tygodniu czyli wtorek i środę 😐

    Sytuacja na pastwisku jest już stabilna od jakiegoś czasu. Chłopaki się dogadali względnie. Narwal już nie chce zamordować Dergano, a Aprilka nie wchrzania się między wódkę, a zakąskę 😉 Jest stabilnie i bardzo mnie to cieszy.




    Ale wracając do piątku.. Z uśmiechem na twarzy wracałam do domu bo pogoda coraz piękniejsza i tu jeszcze weekendu początek. Od razu po powrocie zabrałam się za ogarnięcie stajni. Później ogarnięcie domu bo na sobotę miałam mieć gości. W międzyczasie obiad i tak minął dzień nie wiadomo kiedy. Tak to właśnie jest. Ja sobie planuję, żeby wziąć Rudego lub Młodą na lonżę, a plany biorą w łeb przez wszystkie inne ważniejsze rzeczy do zrobienia.. Niestety.. No ale liczyłam się z tym. Doskonale wiem co znaczy zajmować się stajnią. Zjadłam na tym zęby więc wiem, że jazda konna czy robienie czegokolwiek z końmi to są drugorzędne sprawy. Najważniejsze jest to żeby się tymi końmi należycie opiekować, dbać o czystość w stajni i ogarniać wszelkie sprawy bieżące- czyli innymi słowy ogarniać coraz to nowsze awarie. Kto z końmi kiedykolwiek choć chwilę pracował ten wie, że one są mistrzami tworzenia awarii. Czasami są to mikro awarie -dajmy na to zrywanie siatek na siano (Rudy usilnie stara się robić to codziennie). Ja muszę więc wygrzebywać te siatki wdeptane w gnój, pakować do wiadra i urządzać pranie 😓 Czasami jest to codzienne szorowanie pojemników na wodę bo jeden czy drugi uzna, że za przeproszeniem sranie do wody to świetna zabawa 💩😅 To są takie przykłady, które zdarzają się często i uprzykrzają trochę życie i kradną czas, ale chyba już zdążyłam się do nich przyzwyczaić. Połamane płoty, przerwane pastuchy, ucieczki, urazy, zalana stajnia...to już większy kaliber awarii i to wszystko też zdarza się dość często... a więc moi drodzy mieć konie to nie jest taka prosta sprawa. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że pracy jest zdecydowanie więcej niż zabawy. I zanim ktoś zdecyduje się mieć swoją własną przydomową stajnię to szczerze polecam najpierw przepracować rok w stajni u kogoś. Mieszkając w owej stajni oczywiście i będąc jedynym opiekunem koni. Tak pokrótce:

- zero wyjazdów bo ktoś przecież musi się tymi końmi zająć,

- codzienne nieprzewidziane zdarzenia, z którymi trzeba się jakoś uporać,

- okropny gorąc w lato i mróz w zimę, a ty musisz wykonać swoją pracę,

- nie możesz wziąć L4 i nie nakarmić koni

- marznąca woda w zimie, a więc noszenie wody w wiadrach na padoki codziennie,

- jesienią lub wczesną wiosną na każdym padoku, na którym przebywają konie pojawia się ogrom błota. Nie da się inaczej, a obecnie mamy taki klimat, że w zasadzie to błoto jest od jesieni do wiosny bez przerwy. Wiadomo, że jak błoto to i gruda u koni i gnijące strzałki więc dodatkowy wydatek- leczenie i codzienna pielęgnacja..

- nie możesz po prostu nie wykonać swojej pracy, nie ważne czy czujesz się źle czy fatalnie- musisz konie nakarmić, napoić, oporządzić..

- gdy twoi znajomi szykują się na wyjście na imprezę ty zasuwasz z widłami, ale spoko, skończysz karmić i musisz tylko się jeszcze wykąpać i przebrać żeby nie było od ciebie czuć zapachu stajni,

- jeśli już na tą imprezę trafiłeś to myślisz cały czas o tym, czy żadna rura w stajni nie pękła, albo czy jakiś mądry inaczej kopytny miś nie postanowił się położyć w boksie nogami do ściany i teraz nie może wstać,

- jeśli już na tą imprezę trafiłeś, nie myślisz za wiele o koniach i dobrze się bawisz pijąc alkohol do 5 rano to pamiętaj, że znajomi będą spali do 15:00, a ty musisz za trzy godziny wstać do koni. Kac gigant to nie wymówka..

... ale żeby nie było za łatwo to mając własną stajnię dochodzi jeszcze do stawki zmartwień własna praca zawodowa. Konie to hobby i to kosztowne więc mając swoją stajnię musisz zarabiać pieniądze gdzie indziej. Na trzech koniach nie zarobisz kokosów, nie starczy ci na waciki więc przykro mi, ale pracować trzeba… W efekcie nie masz czasu i energii by wsiąść na konia i pojeździć.

    Jeśli taka wizja życia ci odpowiada to brawo- jesteś gotowy/ gotowa by mieć własną stajnię i nie rzucić tego w cholerę po paru miesiącach 😏


    Żeby nie było, że wyliczam tylko minusy to plusy też są 😊Jest ich zdecydowanie mniej niż minusów, ale są o wiele mocniejsze.. Niestety owe plusy są plusami tylko dla prawdziwych, zapalonych koniarzy.

    Dla mnie na ten przykład plusem ogromnym jest to, że mogę codziennie patrzeć na moje konie i cieszyć nimi oczy i koić moją duszę. Nie muszę jechać daleko by sprawdzić czy wszystko u nich w porządku, wystarczy, że wyjrzę przez okno. Jeśli starczy mi czasu i energii to mogę wsiąść sobie i pojeździć w każdej chwili. Mogę o 21 iść do nich i przytulić się tak po prostu. Dla wielu osób to gra nie warta świeczki bo cóż to za plusy? I to właśnie weryfikuje prawdziwych koniarzy z pasją i odróżnia od tych co jeżdżą konno bo to modne 😉


Wracając...

    Sobota- przyjazd siostry, a więc zakupy i inne sprawy, później wspólne spędzanie czasu. Wieczorem wspólne robienie kopytek Narwalowi. W niedzielę jak to po „imprezie” wszyscy spali, ja do koni.. później śniadanie, kawka i siora pomogła mi ogarnąć stajnię i za chwilę wzięłyśmy Rudego. M sobie wsiadła po bardzo długiej przerwie, po niej ja na chwilę. Mamy kilka fajnych zdjęć na pamiątkę z tego dnia.



    Minął już miesiąc odkąd Rudy jest u mnie i widać powoli jak zaczyna się zaokrąglać i nabierać mięśni (Ja tego, aż tak nie dostrzegam, ale D mówi, że widać dużą poprawę).. To nadal nie jest to co powinno być, ale w miesiąc cudów nie zrobimy. Łatwo sprawić by koń schudł, ale utuczyć to już nie taka prosta sprawa. Codziennie mesz na obiadek oraz pelletki dodawane do śniadania i kolacji… do tego olej lniany i oczywiście to od czego zaczęliśmy- odrobaczanie. Różnica jest widoczna i pelletki faktycznie pomagają, ale niestety długo tak nie pociągnę. Worek kosztuje 130 zł i starcza na UWAGA- 10 dni. No zbankrutuję już całkiem. Zamówię mu ostatni worek tych pelletek i mam nadzieję, że uda nam się podbijać wagę już samym olejem, owsem i meszem.

Trzymajcie kciuki za szybki i względnie tani przyrost masy u Rudego 😆

6 komentarzy:

  1. Oj, całkowicie zgadzam się z tym, że posiadanie zwierzęcia wymaga przeorganizowania całego życia. Ja mam tylko kota, ale i tak muszę znaleźć mu opiekę, kiedy wyjeżdżam. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z kotem to jeszcze o tyle prosta sprawa, że na dwa dni spokojnie można go zostawić samego. Kuwety woda, jedzenie.. Psa już nie da się zostawić samego dlatego wszędzie jeździ ze mną ;) No a koni niestety nie wezmę pod pachę. Także wszelkie wyjazdy tylko na zmianę z mężem...

      Usuń
  2. Przezacna i karkołomna praca!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Totalne uziemienie i uwiązanie do miejsca.. Ale dla mnie warte świeczki :) No chyba, że kryzys dopiero nadejdzie :P

      Usuń
  3. Sama napisałaś, trzeba konie kochać i znać wszystkie minusy ich posiadania. Ty znasz minusy, ale bardziej doceniasz plusy i dlatego masz już trzy konie.
    Na żadną stadninę oraz hodowlę nie pisałabym się. Pochodzę z gospodarstwa i wiem, ile zachodu wymagają zwierzęta. Nasza Beza nie zostanie sama w domu, wozimy ją wszędzie i tak układamy wyjazdy, by, jak ona nie może z nami jechać, ktoś z nas został z nią w domu. No i sklep nas mocno ogranicza.
    Wytrwałości oraz pogodnych dni :):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beza na pewno to docenia :) Moja Molka też jeździ ze mną wszędzie. Odkąd ją przygarnęłam nie odstępuje mnie na krok i nie ma w jej oczach człowieka, który mógłby mnie zastąpić.

      Usuń