Dzień dobry! Podano do stołu!
Jako, że w Polsce jesteśmy, a nie w Chinach to możemy sobie takie podśmiechawki urządzać, a kocice mogą bez obaw wygrzewać się na słoneczku niczym danie główne 🌞
W sobotę z rana nadszedł ze wschodu, żółty potwór, który destrukcję sieje. Rycerz Szczeżujski zamiast ubić bydlaka to jeszcze z nim współpracował... I cieszył się niezmiernie z owej destrukcji. No, ale cóż począć.. czasami trzeba pole doszczętnie spalić by znów coś na nim urosło... I tak oto wielka żółta kopara odsłoniła fundamenty zostawiając głębokie okopy i góry z ziemi usypane.. Nie mogłam na to patrzeć więc ulotniłam się czym prędzej. No wieeem... Wiem, że to potrzebne, trzeba ocieplić te mury, żeby w zimę było nam cieplutko.. Ale jak się patrzy na tą wywróconą do góry kołami trawkę, te zniszczone betonowe chodniczki wokół domu to serce się kraja.
Walczy człowiek o to by było pięknie, a okazuje się, że to na nic i długo jeszcze ładnie nie będzie.
Pomimo strasznie zimnych nocy rhododendron postanowił troszkę się wychylić i wybadać teren. Nie znam się na kwiatach i krzewach i do tej wiosny nawet nie wiedziałam jakie mam rośliny tak było wszystko zarośnięte w zeszłym roku i nie kwitło nic. Teraz zaczynają kwitnąć roślinki, a ja dopiero odgaduję co to takiego 😏Po liściach poznaję, że jeszcze mam hortensję, ale ta nie kwitnie. Może jeszcze ruszy.
Ostatnio wraz z kolejną falą drobnego przygnębienia naszła mnie myśl, że czegoś mi brakuje i coś tu nie jest takie samo jak było.. tylko co? Wszystko wydaje się na swoim miejscu. No może nie do końca- sukcesywnie pozbywamy się przecież zbędnych śmieci i będziemy to robić przez najbliższe kilka lat, ale śmieci mi nie brakuje na pewno. Nie ma Waneski- jest Dergano... Nie to. Z tym się już oswoiłam i jestem zadowolona z decyzji.
I któregoś wieczoru jak szłam na maneż (plac do jazdy), a słoneczko chowało się właśnie za drzewami dotarło do mnie czego mi brakuje! Nie słyszę żurawi! No jak to tak? One były tym cudownym dopełnieniem wszystkiego. Tej ciszy, spokoju, tego zachodzącego słońca...a teraz ich nie ma. Już kilka dni. Zmartwiłam się nie na żarty. Głupie co nie? 😅 Może i tak, ale uświadomiłam sobie, że nie słyszałam ich już z jakiś tydzień i przyszło mi do głowy, że może wyprowadziły się na dobre.. Wszak żurawie nie są z rolnikami najlepszymi kumplami bo notorycznie wydziobują z ziemi ziarenka więc, a nóż widelec ktoś w okolicy je skutecznie pogonił?
Wspominałam ostatnio również, że grodziłam pastwisko pod lasem... No i wszystko pięknie, koniki wypuściliśmy... Szczeżujski zmontował jakąś tam bramę...

No i było sobie fajnie do wczoraj bo jednak brama Szczeżujskiego nie zdała egzaminu. Nie wiem, który to taki inteligentny inaczej, ale brama wzięta taranem i wszystkie konie znów w długą poszły na pole sąsiadów. Znienawidzą nas wkrótce, o ile nie już 😅 Tym razem obyło się jednak bez ganiania za nimi godzinę. Poszłam od razu po wiaderko z owsem i uwiązy. Kantary miały na sobie i chyba to nas uratowało więc więcej ich nie zdejmę. Złapaliśmy je szybciutko, w ciągu piętnastu minut zaledwie. Pastuch u sąsiadów znów wyrwany w kosmos, po wszystkim chodziliśmy z młotkiem i naprawialiśmy.. A ja poszukałam kilku palików i wbiłam je równolegle do pastucha sąsiadów i zawiesiłam na nich białą taśmę, żeby następnym (tfu, tfu) razem konie widziały, że tam jest pastuch. Zwykły drut jest dla nich niewidoczny dlatego notorycznie w niego wbiegają. Krowy sąsiadów widzą lub wiedzą, że tam jest drut. Rozpędzony koń nie zauważy tego. Także postanowiłam choć troszkę im to uwidocznić.
Po wszystkim obeszłam też nasze pastwisko i posprawdzałam wszystkie linki. Kilka poprawiłam i porządnie umocowałam po czym podłączyłam pastuch do prądu. Zaraz później wzięliśmy tam konie i trzymając je na uwiązach pozwoliliśmy jeść trawę blisko linek. Tak... zamysł był taki, żeby któreś z nich dotknęło linki i wiedziało na przyszłość, że jest tam prąd.. Bez obaw, to nie robi krzywdy, a ratuje skórę na przyszłość😌 Lepsze kopnięcie pastucha niż nogi pocięte na drutach lub jeszcze coś gorszego. Wystarczy, że koń raz dotknie linki z prądem by wiedzieć, że tego się nie tyka. Oczywiście nikt na siłę koni prądem nie kopie! Rudy podchodził blisko, ale linki nie dotknął, on wiedział, że tego się nie dotyka, a młoda jak to młoda.. Pomimo tego, że wie doskonale co to jest to ciekawość wygrała... i myślę, że to jest powód wszystkich ucieczek. Ona normalnie sprawdzała linkę. Dotykała lekko nosem i odsuwała się. Elektryzator działa pulsacyjnie więc akurat trafiała w moment przerwy. Uznała chyba, że prądu nie ma i już bez ceregieli weszła sobie w linkę. No i wtedy podziałało. Młoda odskoczyła jak poparzona w lekkim szoku, że jednak kopnęło i od razu dwa kroki w tył. Już nie podeszła do linki. Trzymała się z daleka.

Po wszystkim jak już ochłonęłam i konie również, a słoneczko prawie całkiem zachodziło wzięłam jeszcze Młodą i troszkę z nią popracowałam. Pięknie mi się to robiło i nigdy nie sprawiało mi to takiej satysfakcji. Narwal i Dergano stały już w stajni, a ja z Aprilką same w ciszy. i spokoju. Była skupiona tylko na mnie, a ja tylko na niej i pięknie szła nam praca. Tylko my, śpiew ptaków, zachodzące słońce i..... uwaga....Usłyszałam te małpiszony! Wróciły 😊 Także dzień zakończyłam pięknym zachodem i donośnym żurawim klangorem. Idealne wręcz zakończenie dnia 💖 Mam nadzieję, że nie szukają sobie nowej chaty bo bez nich to nie to samo...
Siedząc na tarasie już po zachodzie słońca dalej docierały do mnie ich krzyki. Nagrałam parę dźwięków, jeśli macie ochotę to bardzo proszę 😉Może dla niektórych to nic nadzwyczajnego, ale ja kocham ten dźwięk. Mam nadzieję, że da się go tu odtworzyć.
EDIT: No niestety, ale jednak nie da się odtworzyć. Ładowałam plik kilka razy i nic. Niestety.. Ale możecie wierzyć mi na słowo, że te dźwięki to miód na duszę 😌
Miłego dnia!