Weekend minął nie wiadomo kiedy. W piętek nie wiele zdołałam zrobić z powodu wyjazdu do miasta, ale w sobotę już popracowałam trochę z końmi. Kasztanka pochodziła na lonży z siodłem. W niedzielę ból brzucha nie dawał mi żyć normalnie więc niestety, ale konie nic nie robiły. Dziś muszę kontynuować. Ciężko jednak pracować z koniem bez okólnika, zwłaszcza z takim koniem. Pierwszy raz w życiu dopadły mnie wątpliwości co do potencjalnego chodzenia kasztanki pod siodłem. Ułożyłam w życiu wiele koni, ale po raz pierwszy dopada mnie zwątpienie. Czy na pewno zwątpienie? Może to raczej brak cierpliwości przeze mnie przemawia? Postępy są bardzo powolne, ale jednak są więc jak to się mówi- powoli do celu.
Muszę zakasać rękawy i po prostu robić swoje, nigdzie się nie spiesząc. Wtedy jest największa szansa na sukces. To, że marzenia się spełniają jest bardziej niż pewne- w końcu nasze niemal niemożliwe się spełniło i teraz mieszkamy na ranczo 😊 Marzeniom jednak trzeba pomagać i starać się z całych sił.. Do dzieła!
Trzeba też jak najszybciej ogarnąć słupki na okólnik i zacząć budowę.
Komentarze
Prześlij komentarz