Cały dzień wczoraj zalatany. Po pracy wróciłam i od razu przesiadka do t4 i wycieczka po meble do Trójmiasta. Zanim tam dojechaliśmy, zanim chłopaki załadowali meble do auta to troszkę nam zeszło. Jeszcze szybki obiad na mieście i znów przebitka przez trójmiejskie korki w drodze powrotnej. Do domu dojechaliśmy, gdy robiło się szaro. Nawet bez zbędnych przebieranek (założyłam tylko buty i kurtkę stajenną) od razu ruszyłam pościelić koniom i wsypać im siana. Jeszcze nalewanie wody i tak oto zrobiło nam się ciemno. Poszłam jeszcze po marchewki i buraczki, które rozdzielone zostały do żłobów. Wpuściłam konie i weszłam z Rudą do boksu, żeby trochę ją pomiziać. Niedotykalska jest bardzo. Okolic pyska i głowy w ogóle nie można dotykać. Gdy odwróciłam się od niej tyłem i stanęłam przy wyjściu z boksu- podeszła do mnie i delikatnie dotykała chrapami moich pleców, by za chwilę pomajtać trochę górną wargą (koniarze wiedzą ;)) Postępy są naprawdę małe, ale są. Już samo to, że sama do mnie przychodzi i mnie dotyka. Sama nie jest chętna do dotyku, ale zaufanie troszkę wzrasta.
Cały czas czytam na temat koni płochliwych, koni prawopółkulowców ekstrawertykach i introwertykach. Ruda z pewnością należy do grupy introwertyków- ona nie jest aż tak naładowana energią. Czasami przypomina mi przepłoszonego zająca, który ukrywa się w krzakach, a gdy usłyszy coś niepokojącego to wystrzela przed siebie.
Jej odpalanie się za to wygląda już o wiele lepiej. Już nie ucieka przed siebie w panice. Odskakuje, wycofuje się gwałtownie, ale nie ucieka. Każdą wolną chwilę wieczorem poświęcam na szukanie wskazówek, jak sobie i jej z tym wszystkim pomóc.
Komentarze
Prześlij komentarz