wtorek, 15 kwietnia 2025

Ku wolności...



Oj ciekawy to był weekend, ciekawy… Wolałabym, żeby potoczył się nieco inaczej, ale przynajmniej nie mogę narzekać na nudę 😅


      



    W piątek, gdy wróciłam z pracy pojechaliśmy zawieźć akumulator na reklamację, gdyż uwaga: Nasza stara i poczciwa bora (volkswagen bora) dostała nowe życie! Nareszcie.. Nie będzie trzeba wywalać obornika na taczkach lub biegać i pożyczać od sąsiada odpowiedni sprzęt. Teraz wystarczy nam babcia bora i nasza mała przyczepka. No więc pojechaliśmy jeszcze reanimować jej akumulator bo coś nie działa tak jak powinien. Następnie sprzątanko i wiozłam szczeżujskiego na nocną zmianę. Tym razem fucha dość daleko bo godzinę drogi. Wyjechaliśmy szybciej zostawiając sobie zapas i bardzo słusznie bo nawigacja poprowadziła nas przez jakiś totalny koniec świata. Jechaliśmy wąską drogą pośród niczego, a nawet drogą gruntową przez las i między pastwiskami 😀 Dojazd nam troszkę zajął, ale co zwiedziliśmy to nasze. Widoki były piękne, a i okoliczna wiejska infrastruktura potrafiła zachwycić.

    Po powrocie do domu rozpaliłam w piecu, chwilę później przyjechał D i wzięliśmy się za pakowanie obornika do worków, żeby mógł zabrać je dla swojego taty do ogrodu.

    Tak przyjemny, ciepły i słoneczny wieczór wykorzystaliśmy na zabranie ekipy na trawkę. Na pastwisku trawa jest jeszcze zbyt skąpa. Cały czas czekamy aż podrośnie, wtedy można wypuścić tam konie, a póki co muszą zadowolić się trawnikami wokół domu.









    Wieczór był na prawdę bezwietrzny więc postanowiłam jeszcze załatwić sprawę malowania opon. Zawiesiliśmy dwie opony na linie i przy pomocy spraya z Action pomalowałam opony na niebiesko.



    



    Niestety jedna puszka nie starczyła nawet na pomalowanie tych dwóch opon w całości, malowałam jednak tak, żeby spód został niepomalowany więc nic nie widać. Te spraye nie są zbyt dobrze kryjące niestety więc następnym razem wybiorę chyba coś innego lub gdzie indziej bo na wszystkie opony musiałabym zużyć co najmniej kilka puszek… Nieopłacalne. Na chwilę obecną został mi jeden czerwony spray, ale to na drągi..

    Konie schowaliśmy do stajni, gdy się ściemniło, a my z D usiedliśmy do TV żeby doświadczyć chwili rozrywki w postaci gry kooperacyjnej na ps4, którą staramy się ukończyć, gdy tylko D przyjeżdża. Później D do spanka do pokoju gościnnego, a ja w drogę po Szczeżujskiego. W nocy ta droga nie był już tak fajna i przyjemna. Żadnych widoków, żadnych samochodów, pustka na drodze i tylko burczenie silnika w moim aucie. No i podcast kryminalny wypływający z głośnika. W sam raz na nocną, samotną drogę przez las, nie ma co 😆


    Sobota… Powitała mnie pięknym słońcem i okropnym bólem brzucha. D nakarmił konie za mnie, żebym mogła chwilę dłużej pospać. Szybka kawa, przebrałam się i poszliśmy wziąć młodą w obroty. Sobota to zdecydowanie nie był mój dzień. Czułam się totalnie zmęczona i jeszcze obolała przez kobiece przekleństwo, w dodatku młoda bardzo niechętnie współpracowała na lonży i odbyłyśmy można powiedzieć rozmowę na ten temat. Niestety ja mówiłam swoje, ona robiła swoje i za nic w świecie nie chciała mnie posłuchać. Ja się wkurzałam na nią, ona na mnie. Ciągała mnie na tej lonży po całym placu. Ostatecznie poddała się, a ja ją za to nagrodziłam i od razu jej odpuściłam by zakończyła pracę z pozytywnym wzmocnieniem. Po dzikich tańcach z koniem na padoku nie miałam już siły totalnie na nic, ale stajnię koniom trzeba ogarnąć więc zabrałam się za to. Kiedy tylko skończyłam znów musiałam wsiąść w samochód i zrobić rundkę do miasta. No byłam totalnie wypompowana z energii więc po powrocie położyłam się by chwilę się zdrzemnąć, ale nie udało mi się. Cały czas na tak zwanej czujce, oczy miałam zamknięte, a słyszałam otoczenie, tak czy inaczej troszkę udało mi się zrelaksować. Pozamykałam konie i nadrobiłam parę filmowych zaległości.

    Co prawda nie w weekend, ale ciut wcześniej był u nas weterynarz. Sprawdził Rudemu zęby, osłuchał go i przyjrzał się jego grzbietowi. Pomacał go, stwierdził lordozę i brak oznak bólowych. Powiedział, że Rudy ładnie buduje mięśnie grzbietowe, które poradzą sobie z noszeniem jeźdźca więc nie ma przeciwwskazań do jazdy na nim. Cieszę się, że jest całkiem zdrowy :)





    W niedzielę wstałam do koni, nakarmiłam je i wypuściłam, a potem wróciłam jeszcze do łóżka i o dziwo udało mi się jeszcze zasnąć więc wypoczęłam. Koło południa już po śniadaniu i kawie wpakowaliśmy się ze Szczeżujskim w samochód i pojechaliśmy na wcześniej wspomniane targi rolno-ogrodnicze na których wspólnie z przyjaciółmi spacerowaliśmy i dumaliśmy nad zakupem roślinek. Marzyła mi się magnolia, ale cena mnie troszkę zniesmaczyła. Ostatecznie kupiliśmy dwa lilaki zwane przeze mnie bzem i jedno drzewko nie pamiętam jakie 😊 W każdym razie też pięknie kwitnie na wiosnę. Dodatkowo dokupiliśmy jeszcze miętę. Jedna jagodowa i jedna truskawkowa-pachną pięknie. Nie mogłam ominąć oczywiście stoiska jeździeckiego i kupiłam tam kowbojski kapelusz, gdyż mój stary gdzieś zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Szczeżujski dorwał fajną lampę solarną, w sam raz na wieczorne przesiadywanie na balkonie. Z P i M umówiliśmy się przy biedronce, a potem wspólnie ruszyliśmy do nas bo w planach mieliśmy grilla.


    I tak było nam miło i swojsko.. Chłopaki rozpalali grilla, a my kobitki szykowałyśmy kiełbaski. Słoneczko nam pięknie dogrzewało, otworzyłam swoje smakowe piwko, które stoi w komórce chyba z miesiąc i poczułam pełnię relaksu, jednak musiałam iść jeszcze dać koniom siano. Poszłam czym prędzej po siano by czym prędzej wrócić do przyjemnych czynności. Kostka też relaksowała się wylegując na balocie..








    Cóż to ja zawsze piszę? Dzień bez awarii jest dniem straconym? No i niestety moje konie miały zgoła inne plany na ten dzień. Awaria brzmi świetnie!

    Pod moim ostatnim postem Pellegrina napisała: „Fajną macie przestrzeń i wy i zwierzęta. Tyle nieba nad głową i ziemi pod stopami i kopytami! Aż chciałoby się pędzić gdzieś w dal!! Ku wolności!!!„ i niestety moje konie chyba pomyślały to samo 😅 Otworzyłam bramę, weszłam do nich z sianem, a one nie wiadomo kiedy wyprysnęły stamtąd jak strzały. Dziadzio Narwal nie miał refleksu tych młodych i gniewnych więc zdążyłam zamknąć bramę nim i on zdążyłby zwiać. Rudy i Aprilka rozpędzone jak F1 pędziły w dół podjazdu 🐎🐎. Przed nimi ogrodzone pastuchem pole sąsiada, po prawej nasze pastwiska, po lewej droga.. I ja już wiedziałam który to będzie kierunek. Przez tyle lat nauczyłam się myślenia koni. Doskonale wiedziałam, że kawałek drutu na słupkach jest dla nich niewidoczny i na pewno polecą na przestrzał.. Patrzyłam jak Rudy bierze na klatę marne ogrodzenie sąsiada i jak słupki wyrwane z ziemi szybują w powietrzu, a koń bez jakiejkolwiek reakcji pogalopował dalej, tuż za nim i Aprilia. Szybko przemknęło mi przez myśl, że to niestety byłoby na tyle jeśli chodzi o relaks. Szczeżujski pobiegł po wiaderko z owsem. Chodziliśmy za nimi po polach. Cwaniaki przytulaki, które zawsze wkładają nam nosy do kieszeni i nie odstępują nas na krok na padoku nie dały do siebie nawet podejść. Od razu uciekały. Na owies nie zwracały nawet uwagi. Wolność zaszumiała im w głowach i wiedziałam, że tak to my ich nie złapiemy. Nawet nie podejdziemy… 
Jedyny słuszny pomysł narodził się w mojej głowie. Narwal! Złapiemy je na Narwala! Wróciłam się szybko po dziadunia. M pilnowała grilla, ale z racji tego, że nie było nas już pół godziny pochowała szybko wszystko i wsiadła w samochód wraz z P i pojechali drogę by odciąć koniom potencjalną drogę ucieczki na szosę. Ja z Narwalem pomaszerowałam do koni. Ujrzały nas z daleka, a Narwal zarżał do nich. Patrzyły, ale nie podeszły. Pociągnęłam dziadka za sobą i podeszłam bliżej. Wtedy Rudy zaczął iść w naszą stronę i już myślałam, że go złapię, schowałam się za Narwalem w nadziei, że może Rudy nie pomyśli wtedy, że chcę go złapać. Nie zadziałało. Jak tylko przywitał się z Narwalem zrobił w tył zwrot i popędził dalej. Chodziłam z tym koniem na lince w tę i z powrotem i nic. Gorączkowo myślałam co tu zrobić by je zagonić do stajni. Spokojne odchodzenie od nich nic nie daje, a może jak Narwal od nich odbiegnie to uznają, że lepiej biec za nim? Tak konie mają w głowach. Jeden ucieka to reszta też.. Pociągnęłam szybko za sobą Narwalka by trochę potruchtał za mną. Zadziałało! Reszta spojrzała na nas oddalających się i pobiegła za nami. Tak oto zapędziliśmy konie pod samą stajnię. Ja z wyplutymi płucami zamykałam bramę, zaraz za mną przyjechał Szczeżujski z M i P i zamknął te dwa na małym wybiegu, a ja wyściskałam Narwala, podziękowałam mu za pomoc i obiecałam reklamówkę marchewek. Zdjęłam mu kantar i wypuściłam na trawce, żeby się pasł do woli na trawniku. Zasłużył.







    Konie ganialiśmy godzinę. Po powrocie mężczyźni zjedli, M zjadła, a ja nic w siebie już nie wcisnęłam. Po takiej przebieżce i sprincie niestety nie byłam w stanie nic przełknąć. Wypiłam tylko to moje już wygazowane smakowe piwo i oparłam się o ścianę. Pomimo chwil grozy, zrezygnowania i bezsilności humor nas nie opuścił 😁 P i M musieli się zbierać. Przeprosiliśmy ich za to, że większość czasu przesiedzieli u nas bez nas, a gdy pojechali poszliśmy przeprosić sąsiadów za zniszczony pastuch. Poskładałam talerzyki, zamknęłam konie w stajni i usiadłam na ławeczce pod nowo zakupioną lampą. Zamknęłam oczy i odetchnęłam rześkim, wiosennym powietrzem nadchodzącej nocy.






Nie mogę powiedzieć, że nudziłam się w weekend 😋

A dziś w końcu spadł deszcz! Teraz świeci słońce i trawa od razu zaczyna się zielenić. Niech rośnie zielona i wysoka! 💧💧💧🌱🌱🌱
PS: Zgodnie z obietnicą złożoną Narwalowi przywiozłam mu reklamówkę marchewek 🥕🥕🥕








6 komentarzy:

  1. No wiesz co!? Zmanipulowałaś Narwala! Teraz na pewno się gryzie! ;D W dodatku dostał łapówkę i głupio mu zwrócić ;D Widzę to, ten "dziki gon" :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie, konie to nie pieseczki- silne szybkie, zwinne... Podziwiam, ciągle podziwiam, że macie tyle siły i miłości dla nich.

    OdpowiedzUsuń
  3. Życzymy Wam spokojnych Świąt,
    aby dały Wam to, czego potrzebujecie.
    My życzymy, żeby były udane
    i żeby zdrowie Wam
    i Waszym zwierzakom dopisywało.
    🐇🐣🐏🥚

    OdpowiedzUsuń
  4. Pracowity mieliście weekend. A konie to inteligentne zwierzęta i nie można o tym zapominać. Droga Renfri z okazji świąt życzę Ci pokoju, spokoju i nadziei. Radosnego świętowania!

    OdpowiedzUsuń
  5. Na razie obejrzałam foty, tryska z nich wiele szczęścia i waszej miłości. Poczytam później. Wszelakiego dobra z okazji Świąt :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę nie inspirowałam, nawet Narwala, ale dla mnie wolność to największa wartość i nawet jak zapędzą do boksu, to te chwile wolności bezcenne są. Dla pamięci. Wiem, że robicie dla koni wszystko co najlepsze, jak i dla mnie moja rodzinka najukochańsza ale czasem tam bardzo chce się tam gdzieś w dal, ku słońcu ....

    OdpowiedzUsuń